Dzięki sprawnej komunikacji zapewnionej przez miłych gospodarzy, nasza rumuńska przygoda rozciągnięta została daleko, daleko poza obrzeża Bukaresztu. Jak już wspominaliśmy, podczas jednej z wypraw udało nam się dotrzeć do uroczego Pałacu Peleş w miejscowości Sinaia. W relatywnie niedalekiej odległości (ok. 45 km) na północ od tego miasta (i ok. 160 km od stolicy) znajduje się jedno z większych miast Rumunii – Brașov.
O tym, że przejezdni, turyści i wszelkiej maści wędrowcy zbliżają się do Braszowa informuje umieszczony na zboczu góry Tâmpa olbrzymi, przywodzący na myśl słynne wzgórza Hollywood, napis.
Miasto jednak, w przeciwieństwie do upalnego LA, nie wyróżnia się zbytnio niczym szczególnym. Tak, jak w przypadku całej Rumunii, tak i w Braszowie widać brak dbałości o spuściznę historyczną i architektoniczną. Uliczki okalające rynek i znajdujące się na nich kamienice pod warstwą wyblakłej i odłażącej farby skrywają przepiękne formy, które niestety z biegiem czasu sprawiają coraz bardziej przygnębiające wrażenie.
Spośród najważniejszych budowli Braszowa, mimo wszystko, na uwagę zasługuje tzw. Czarny Kościół będący największym obiektem sakralnym Rumunii, a zawdzięczający swoją nazwę ciemnej elewacji, która powstała po pożarze w XVII w. Ta luterańska świątynia w okresie wojen stanowiła schronienie dla mieszkańców miasta, a w kolejnych wiekach zasłynęła dzięki potężnym, liczącym 4000 piszczałek, organom.
Oprócz tego, warto zaglądnąć na mały ryneczek, gdzie w słoneczny dzień, restauracje i kawiarnie wystawiają dość rozległe ogródki. Można przysiąść, wygrzać się i poobserwować powoli sunących mieszkańców.
A kiedy już zwiedziliśmy dalsze i bliższe okolice Bukaresztu, czas wreszcie poznać samą stolicę Rumunii…