Wyjątkowo nie mieliśmy konkretnych planów na długi weekend. Może to przez to, że nad wzięciem urlopu zastanawialiśmy się do ostatniej chwili, a może dlatego, że ostatnio mamy dużo na głowie i najbardziej chcielibyśmy leżeć, nie robić nic.
Koniec końców, przed nami 4 dni wolnego, piękna pogoda w prognozie i szeroki wybór miejsc, do których fajnie byłoby pojechać. Padł pomysł, szybki research i w drogę – do Rudy Sułowskiej, części rezerwatu Stawów Milickich w Dolinie Baryczy.
Zamiast jechać 15-stką wybraliśmy trasę przez Komorowo, Biedaszków, Ujeździec, Gruszeczkę i Sułów. Wioski, pola i ciągnące się przez pół drogi lasy, mały ruch, polecamy. A dla mięsożerców masarnia Tarczyńskiego po drodze ze sklepem firmowym. My skusiliśmy się na małą „Palcówkę” :)
Na miejscu cudo. Słońce świeci, cicho, dla mieszczuchów raj. Jako, że jeszcze nie mamy bagażnika na rowery, to nie wzięliśmy swoich strzał, ale bez problemu można wypożyczyć całkiem fajne jednoślady (nawet koszyki mają) na miejscu (5 zł/godzina). Szlaki rowerowe są oznaczone, ale warto wcześniej spojrzeć na wywieszoną mapę, żeby zaplanować sobie trasę.
Nasza przejażdżka trwała jakieś 2 godziny. Objechaliśmy kilka stawów, lis przebiegł nam drogę, z krzaków wyleciał jakiś drapieżny ptak z czymś mniejszym w dziobie, czaple latały nam nad głowami, kormorany przesiadywały na drzewach, łabędzie stadami wygrzewały się w słońcu, kaczki wszelkiej maści obok nich, a gęsi gęgały na całego. Bez lornetki się tam nie wybierajcie!
Wędkarze mogą zabrać sprzęt i spróbować złowić karpia, suma, jesiotra, lina, amura lub karasia. Na tych, którzy od razu wolą przejść do jedzenia, czekają świeżutkie porcje smażonej ryby w nieco niższych cenach niż nadmorskie.
Idealne miejsce na weekend!