Z każdym cieplejszym powiewem wzmaga się w nas wielka ochota do podróży, ale w związku z tym, że w tym roku szykujemy się na jakiś daleki, egzotyczny kierunek, to na razie ograniczamy się jedynie do szukania inspiracji.
Nie wiemy jeszcze gdzie los nas rzuci, ale marzy nam się coś orientalnego. Z tego względu chętnie, oprócz wodzenia palcem po mapie, inspirujemy się kulinarnie. Tym sposobem na naszym stole wylądował indonezyjski Nasi goreng. To tradycyjny, smażony ryż z dodatkiem warzyw, sosu sojowego, aromatycznych , pikantnych przypraw oraz mięsa kurczaka i krewetek. Jeśli chcecie zjeść coś na szybko, to jest to doskonały wybór, właśnie takie danie „z jednego garnka”.
Wybór najsłynniejszej chyba, podniesionej nawet do rangi dania narodowego, potrawy nie jest całkiem przypadkowy, bo właśnie Indonezja dość intensywnie chodziła nam ostatnio po głowach.
Mocny w tym udział Marysi i Tomka, Kozy i Marka, no i Arbuza, którzy o wszystkim pięknie nam opowiedzieli, pokazali miliard zdjęć, a nawet film z waranem widzieliśmy. Za pomysłem podróży w tamte strony jest też Ula, do której stamtąd jest już rzut beretem. No a rzadko ktoś ją w tym Kuala Lumpur odwiedza.
My nadal się wahamy, planujemy, liczymy, zastanawiamy się. Na pewno pod koniec sierpnia wszystko się wyjaśni ;) Jeśli macie sugestie i moglibyście polecić nam jakieś miejsce, gdzie zrelaksowalibyśmy się na maksa, popijając drinki z owoców bylibyśmy masowani, a po brzegu oceanu jeździlibyśmy na białym koniu – śmiało, komentarze czekają!